10.06.2015

3. Urodzinowe prezenty

Kiedy się ocknęłam, pierwszym czynnikiem, jaki zawładnął moim umysłem był fakt, że leżę na miękkim piasku. Gdy jednak otworzyłam oczy, moje przypuszczenia okazały się mylne, ponieważ byłam w moim własnym pokoju, a tylko przez wygodne łóżko skojarzyłam otoczenie z plażą.
Przy parapecie stał Lewis ze skrzyżowanymi na piersiach rękami i bacznie mi się przyglądał. Miał te same spodnie khaki co wcześniej i jasną koszulę. Kiedy dotarło do niego, że mam otwarte oczy, powiedział coś cicho do kogoś w drugiej części pokoju. Zanim się zorientowałam, podbiegł do mnie Noah.
- Boże, Chloe - wymamrotał, przykładając mi dłonie do twarzy i ujmując ją, podniósł mnie lekko do góry. - Tak strasznie nas wystraszyłaś! Wiedziałem, że to niedobry pomysł, byśmy nic nie jedli, naprawdę cię przepraszam, powinienem to jakoś przemyśleć, ta kara była beznadziej...
- Noah - przerwałam mu, widząc jak dyszy i z powrotem ułożyłam głowę na poduszce, zaciągając się powietrzem. - Wszystko okej.
Nadal miałam lekkie zawroty, ale poza tym było dobrze. W końcu nie pierwszy raz zemdlałam i byłam już do tego odrobinę przyzwyczajona. Zdarzało mi się to zwykle raz w miesiącu, chociaż pilnowałam się i pamiętałam, by jeść i pić, to i tak niekiedy sprawy wymykały mi się spod kontroli: nie miałam na to czasu albo - jak w tym przypadku - zostałam od tego odciągnięta.
- Chloe, nadal jesteś cała blada - jęknął Noah, siadając na łóżku i nachylając się nade mną. - Tyle razy ci mówiłem, żebyś w końcu poszła do tego lekarza, bo to nienormalne, żeby mieć tyle omdleń, ale...
- Dobra, dobra - uśmiechnęłam się, podciągając się na łokciu. - Wystarczy, No. Rozumiem. I nic mi nie jest.
Nagle zza ramienia mojego przyjaciela wychylił się Lewis, podając mi szklankę wody. Chwyciłam ją i przyjrzałam się jego minie. Nie wyglądał na zadowolonego.
- Coś nie tak? - spytałam, upijając łyk.
- Nie, po prostu to było nieodpowiedzialne. Mogłaś powiedzieć, że jesteś głodna.
Wywróciłam oczami na jego słowa i przyłożyłam sobie zimną szklankę do policzka.
- Nieważne, Lewis, stało się - wzruszyłam ramionami, mając nadzieję, że utnę naszą konwersację. Miał powiedzieć coś jeszcze, gdy nagle do głowy przyszło mi pewne pytanie. - Jak się tutaj w ogóle znalazłam?
- Zorientowaliśmy się po jakiś dwóch minutach, że za nami nie idziesz - mruknął Noah. - Wróciliśmy się, ale nigdzie cię nie było. Zacząłem się denerwować i wybiegłem z Lewisem na zewnątrz. Do budki dla personelu wchodził z tobą jakiś facet - westchnął. - Pobiegliśmy za nim.
Zamarłam na moment. To ten chłopak z plaży! O matko, zajął się ze mną? Było mi wstyd. Najpierw wygłupiłam się przy nim, wpadając na jego deskę, a teraz przed nim zemdlałam. Chyba nie chciałam wiedzieć, co sobie o mnie myślał.
- I co dalej? - dopytałam się.
- Wbiegliśmy do środka, ale powiedziałem, że jesteśmy z tobą i się tobą zajmiemy. Wziąłem cię na ręce i zabrałem do samochodu.
- Nie podziękowaliście mu?!
Jakkolwiek nie chciałam, by ten chłopak mieszał mi w głowie, nie mogłam pozbyć się zasad wychowania mojej mamy. Zawsze uczyła mnie i Logana, że należy być miłym dla innych i odpowiednio ich traktować, bo to zawsze do nas wraca. Ten chłopak chciał mi pomóc, a zrobiłam przy nim dwukrotnie idiotkę. Zasługiwał na podziękowania.
- Chloe, byłaś ważniejsza, niż jakiś facet! - prychnął Lewis. Tego się po nim nie spodziewałam, a widząc moje zaskoczone spojrzenie, odwrócił wzrok i pokręcił głową.
- Muszę tam jechać - powiedziałam, chcąc zerwać się z łóżka, lecz Noah położył mi dłonie na ramionach, zatrzymując mnie.
- Zostaniesz dzisiaj w domu.
Zacisnęłam usta.
- Są moje urodziny, więc mogę robić co chcę.
- Najpierw mówisz, że nienawidzisz urodzin, a teraz, że jednak je obchodzisz? - zakpił.
Zmrużyłam oczy. Miał rację. W dodatku wiedziałam, że i tak nigdzie mnie nie puści. Kiedy ostatni raz zemdlałam, kazał mi siedzieć w domu przez dwa dni.
Wywróciłam jedynie oczami i westchnęłam głęboko, z powrotem kładąc się na łóżku.
- No dobra, zostanę. Ale pod jednym warunkiem! - uniosłam palec do góry.
- Jakim? - zachichotał Noah.
- Że przyniesiesz mi coś do jedzenia.
Noah uśmiechnął się szeroko i skinął głową, po czym wyszedł razem z Lewisem z pokoju. Wypuściłam powietrze z ust i sięgnęłam po książkę leżącą na szafce, by po chwili przypomnieć sobie, że przeczytałam ją ostatniej nocy. Zmarszczyłam brwi. Noah przecież ją pożyczał, więc co tu robiła?
Postanowiłam zrobić coś bardziej pożytecznego i umyć twarz. Wstałam z łóżka i lekko się zachwiałam, ale szybko złapałam równowagę i poszłam do łazienki. Nie wyglądałam tak źle, gdy stanęłam przed lustrem. To znaczy, wyglądałam tragicznie, ale nie aż tak jakbym się spodziewała. Włosy tylko trochę wyplątały się z gumki, która opadła niżej. Koszulka mi się pomięła i nadawała się jedynie do spania, a policzki były nieco czerwone. Zresztą, kogo to obchodziło. Wzruszyłam ramionami i opłukałam twarz zimną wodą. Naprawdę chciałam wrócić do oceanarium i musiałam to zrobić. Nie darowałabym sobie, gdyby ten chłopak nie dostał wyjaśnień. A co, jeśli jutro nie będzie miał zmiany albo pracował tam tylko jednodniowo w zastępstwie za kogoś? Musiałam go znaleźć jeszcze tego samego dnia.
Nie mogłam tego zrobić jednak zanim Noah mnie nakarmi, więc posłusznie wróciłam do pokoju i położyłam się na łóżku akurat w momencie, gdy wślizgnął się do środka z tacą. Tak jak rano.
- Mam nadzieję, że dzisiaj nie istnieje dla ciebie coś takiego jak dieta - zachichotał i postawił tacę na łóżku. Leżały na niej dwa cheeseburgery i duże frytki.
Parsknęłam śmiechem, patrząc przyjacielowi w oczy.
- Dzięki, wiesz, jak poprawić mi humor - uśmiechnęłam się i odwinęłam papier z jednej kanapki, odgryzając kawałek. - Otworzyli knajpę gdzieś niedaleko?
- Nie, Lewis znalazł w swojej teczce. Musi mieć z dwa tygodnie - powiedział poważnie, kiwając głową.
Rozszerzyłam powieki, ale po chwili oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Wiesz, nawet jakby miała dwa tygodnie, i tak bym ją zjadła - wywróciłam oczami.
Noah zachichotał i zerknął na książkę, którą trzymałam wcześniej na kolanach.
- Pożyczyłem ją, ale szybko odniosłem. W ogóle nie mogę pojąć pierwszego zdania.
- Dedykacji od autora?
- Nie. Raczej "Wszyscy umrzemy". To tak, jakby napisać, że książka się skończy. Dzięki za info.
- Nigdy nie byłeś dobry w rozgryzaniu rzeczywistości, No.
Chciałam, żeby już wyszedł. Domyśliłam się jednak, że nie zrobi tego, póki jem. Chciał się upewnić, że wszystko zniknie z tacy.
Po skończeniu pierwszego hamburgera, spojrzałam na drugiego i jęknęłam z frustracji.
- Noah, nie dam już rady. Jestem pełna.
- Żartujesz? To tylko jeden mały cheeseburgerek.
- Zanieś to Lewisowi, póki nie przekabaciłeś go jeszcze na stronę roślinożerców.
Noah parsknął śmiechem i zabrał jedną kanapkę, zostawiając mi jednak frytki.
- Wychodzimy z Lewisem do jego rodziców. Nie będziemy długo. W razie czego zadzwoń, dobrze? - przechylił głowę w bok, a ja powstrzymałam się od pisku radości.
- Okej, tato - zachichotałam, w czym mi wtórował, wychodząc z pokoju.
Byłam wolna. Musiałam jeszcze odczekać kilkanaście minut, zanim wyjdą i też mogłam to zrobić. Bałam się znowu pojawić się w oceanarium, bo wiedziałam, jak działa na mnie ten chłopak. Ale dręczyły mnie potworne wyrzuty sumienia. Jak Noah mógł mu nie podziękować?! Gdyby to zrobił, miałabym problem z głowy.
Wyglądasz znacznie lepiej bez błota na twarzy.
Te słowa wciąż dudniały w mojej głowie. Chłopak wymówił to zdanie tak swobodnie i lekko, ale jednocześnie tak podniecająco... Zaraz, podniecająco?! Chloe, nie masz prawa tak myśleć! To tylko jakiś chłopak z plaży, który potem cię złapał, zanim walnęłaś swoją pustą czaszką o podłogę!
Biorąc paczkę frytek, podeszłam do okna i oparłam się biodrem o parapet. Zajadając się, patrzyłam, jak Lewis z Noah wychodzą z domu i trzymają się za ręce. Byli inni, ale tacy sami. Inni niż reszta społeczeństwa, lecz tak naprawdę w niczym nikomu nie przeszkadzali. Gdy dowiedziałam się, że Noah jest gejem, bardzo mnie to zmartwiło. Bałam się, że będzie obrażany i poniżany. On natomiast z racji tego, że był chyba najlepszym facetem pod słońcem, szybko sprzymierzył ze sobą połowę - jeśli nie całą część - uniwersytetu. No i znalazł Lewisa. Często się nad tym zastanawiałam. Skoro on mógł, to czemu nie ja? Och, może dlatego, że masz jakieś urojenia, Chloe. Zacisnęłam usta. Nie chciałam tak żyć, ale nie miałam wyboru. Wszystko kojarzyło mi się z jednym. Nawet nazywanie Noah "tatą" w żartobliwy sposób przywoływało do mnie wspomnienia. Mimo to byłam mu czasem wdzięczna, że zachowuje się opiekuńczo i czułam, że chce przynajmniej stwarzać pozory ojca-opiekuna.
Tak w ogóle to dziwne, że ciągle używałam zwrotu "chłopak z plaży". Spotkaliśmy się już dwa razy, a jeszcze nie znaliśmy swoich imion. Wzdrygnęłam się na samą myśl, że niektóre dziewczyny z uniwersytetu na pierwszych spotkaniach już uprawiają seks.
Zostawiłam półpełną paczkę frytek na parapecie i podeszła do szafy, przygryzając wargę. Nie powinno mi zależeć na tym, bym jakoś zwróciła na siebie uwagę. Szorty, jakie miałam na sobie były okej, jedynie koszulka mi nie pasowała, więc szybko ściągnęłam swoją przez głowę i wybrałam żółtą na ramiączkach. Podkreślała mi piersi, lecz nie mogłam i nie chciałam myśleć w sposób, jakby ktoś w ogóle miał zwrócić na to uwagę. Poprawiłam włosy, od nowa je związując i gdy już wszystko było okej, wsunęłam do nerki jakieś banknoty z nadzieją, że wybiorę się później na lody, po czym nałożyłam okulary przeciwsłoneczne na nos i wyszłam z domu.
Chciałam już mieć to za sobą, mimo, że z całego serca nie pragnęłam tam iść. Wiedziałam, że się narażam, lecz musiałam to zrobić. Mama by mnie poparła, tata mi mnie poparł. Może za kilka dni czy tygodni znowu spotkałabym tego chłopaka na plaży, a wtedy wolałabym zapaść się pod ziemię, niż obok niego przebiec. Co by sobie o mnie pomyślał? Zdecydowanie gorsze rzeczy niż teraz. Wolałam być głupia niż niewychowana.
Oczywiście nie przemyślałam tego, że do oceanarium jest spora droga, więc musiałam cofnąć się do domu. Zastanawiałam się, czy po prostu się nie przebiec, ale od razu odrzuciłam ten pomysł, z racji tego, że niedawno w końcu zemdlałam, a po drugie nie chciałabym tam dobiec cała spocona i czerwona. Zeszłam więc do piwnicy z nadzieją, że Noah naprawił rower, który rozwalił mu się przy ostatnim wypadzie z Lewisem, ale niestety się zawiodłam. Opony były przebite, a w dodatku nie działał hamulec. Westchnęłam głęboko i rzuciłam kątem oka na rolki. To była moja ostatnia nadzieja. Wyciągnęłam je i przyjrzałam się im. Nie były w aż tak kiepskim stanie. Usiadłam na piwnicznym schodku i zdjęłam swoje buty, po czym wsunęłam stopy w rolki i sprawdziłam zapięcia. Tak dawno nie jeździłam, że prawie od razu upadłam, gdy się podniosłam, ale po chwili wiedziałam już, co mam robić.
Wyjechałam na miasto i zaczęłam jechać wzdłuż ulicy, rozglądając się na boki. Dopiero po jakichś pięciu minutach zdałam sobie sprawę, że w każdej chwili mogę upaść, gdy będę stać przy tym chłopaku. Było już jednak za późno i się ściemniało, więc nie chciałam znowu zawracać, bo gdybym to zrobiła, już pewnie zostałabym w domu.
Dojechałam do oceanarium w niecałe trzydzieści minut. Słońce chyliło się ku zachodowi i przepięknie oświetlało wodę oraz cały kompleks. Zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu chłopaka i narosła we mnie panika, że już go tu nie ma. Nie musiał przecież zostać do końca dnia, dobrze wiedziałam po swojej pracy w sklepie, że zmiany są w końcu różne.
Pracowałam w sklepie u Bridget już dobre dwa miesiące. Sprzedawaliśmy tam głównie artykuły meblowe - łóżka, szafy, również akcesoria typu ramki czy zegarki. Płaca nie była za wysoka, ale wystarczająca, bym mogła od czasu do czasu pozwolić sobie na ciastko z czekoladą. No i starczało na utrzymanie domu, chociaż za to płacili głównie rodzice Noah.
Przejechałam dwa razy obok głównego basenu i wejścia do akwarium bez jakichkolwiek rezultatów. Straciłam już nadzieję, że go zobaczę i nawet się z tego powodu ucieszyłam. Odetchnęłam z ulgą, mówiąc sobie, że porozmawiam z nim przy jakiejś tam okazji (wiedząc doskonale, że to już się nie stanie) i podeszłam do budki z lodami, zamawiając sobie dwie gałki makowych. Zdecydowanie były moimi ulubionymi.
Zadowolona odwróciłam się od budki i szybko tego pożałowałam.
Ktoś, kto za mną stał, ruszył do przodu z myślą, że pojadę w innym kierunku, przez co gdy się odwróciłam, od razu się z nim zderzyłam i odjechałam w tył, a lody upadły na moją koszulkę. Winowajca szybko jednak chwycił mnie za łokieć i podtrzymał, bym nie uderzyła tyłkiem o beton.
- Nic ci nie jest?
Przeniosłam wzrok ze swojej koszulki, po której spływały gałki moich ukochanych lodów na człowieka, który do mnie mówił. Zamurowało mnie, gdy go zobaczyłam. Znowu. Jakim cudem się tu znalazł?! Miałam już nadzieję, że go nie będzie.
- Nie - mruknęłam, wyjmując powoli rękę z jego uścisku. Nie miał już na sobie tej białej koszulki polo z niebieską plakietką. Przebrał się w czarny, obcisły T-Shirt, który idealnie opinał mu mięśnie nie tylko na klatce piersiowej, ale również na ramionach. Przełknęłam ślinę, patrząc mu w oczy.
- Naprawdę przepraszam - powiedział, przygryzając wargę. Wydawał się skruszony, ale jednocześnie rozbawiony.
- Wszystko okej.
- Na pewno?
- Tak mi się wydaje.
Uniósł brwi i po chwili lekko się uśmiechnął.
- To chyba nie przypadek, że spotykamy się trzeci raz tego samego dnia.
- Tym razem nie - oblizałam usta i wyprostowałam się. - Przyjechałam tu dla ciebie.
Zmarszczył brwi, nie wiedząc dokładnie o co mi chodzi.
- Dla mnie? Chciałaś powtórzyć doświadczenie sprzed kilku godzin i znowu zemdleć na mój widok? - zaśmiał się.
Prychnęłam pod nosem, patrząc na niego z niedowierzaniem.
- Chciałam ci podziękować za to, że się mną zająłeś. Zemdlałam z innych powodów.
Nie miałam pojęcia, dlaczego te proste słowa sprawiły, że niepohamowanie się zarumieniłam.
- Kłopoty ze zdrowiem? - zdziwił się.
- Po prostu przyjmij ode mnie podziękowania.
- Nie masz za co dziękować. Twój chłopak mnie wyręczył - powiedział grzecznie i minął mnie, podchodząc do budki. - Jakie sobie wcześniej zamówiłaś? - spytał, zerkając na mnie przez ramię.
- Eee... Makowe.
Skinął głową i spojrzał z powrotem na sprzedawczynię.
- Dwie gałki makowych i jedna pistacjowa.
Rozchyliłam wargi. On właśnie zamówił dla mnie lody! Kompletnie mnie zamurowało. Znowu spojrzałam w dół na swoją koszulkę. Mimo, że porcje skapały już na beton, na materiale i tak została pokaźna plama.
- Chodź, przebierzesz się - powiedział chłopak, gdy nagle stanął obok mnie i wyciągnął do mnie moje lody.
- Dziękuję, ale nie musiałeś - wymamrotałam zaskoczona, biorąc od niego wafelek, a kiedy zaczął iść w jakimś kierunku, ruszyłam za nim na rolkach, które naprawdę zaczęły mi przeszkadzać. Bałam się, że znowu się przewrócę. - Zaczekaj - powiedziałam, gdy do niego dojechałam. Kiedy byliśmy obok siebie, mieliśmy prawie ten sam wzrost, chociaż on i tak był ode mnie wyższy. W dodatku wyglądał na starszego. Dlaczego dopiero teraz to dostrzegłam? - Nie mam ciuchów na zmianę.
- Serio? - zmarszczył czoło, przyglądając mi się, ale po chwili pokręcił głową, chichocząc. - Przecież wiem. Dam ci swoje.
Przestałam zaprzątać sobie głowę myślami o tym, jaki ten chłopak miał cudowny śmiech, bo kiedy powiedział to, co powiedział, kompletnie mnie zatkało. Chciał mi dać swoje ubrania?! Przecież nie mogłam ich przyjąć!
- Czemu masz taką minę? - spytał, gdy nadal patrzyłam na niego jak na idiotę. - Twój chłopak będzie o to zły?
- Nie mam chłopaka - potrząsnęłam głową. Chciałam, by to wiedział. Sama nie wiedziałam czemu, ale poczułam się lepiej, gdy wyjawiłam mu swój status związku.
- A ten, który cię zabrał?
- Ach, to mój przyjaciel, Noah.
Chłopak polizał swojego loda, a ja znowu się zarumieniłam. Pierwszy raz w życiu widziałam, by ktoś w ten sposób przesuwał językiem po… Chloe! Opanuj się!
- Przyjaciel?
- Jest gejem - powiedziałam szybko, jakbym nie mogła się doczekać, aż w końcu się o tym dowie.
Kompletnie nie wiedziałam, dlaczego znowu pokazałam, jaka ze mnie kretynka, ale to zdanie wymknęło się z moich ust zupełnie niekontrolowanie. Spojrzałam na chłopaka w obawie, że mnie wyśmieje, lecz on tylko lekko się uśmiechnął, kiwając głową.
- To dobrze - odpowiedział, podchodząc do jakiegoś małego budynku, na którym widniał napis "DLA PERSONELU". - Nie chciałbym z nikim konkurować.
Zaschło mi w ustach, ale nie skomentowałam tego. Na domiar złego znowu poczułam, że się rumienię. Kto normalny mówił takie rzeczy?!
Chłopak chwycił mój łokieć, gdy przekraczałam próg. W rolkach było to naprawdę trudne. W środku było ciemno i cicho. Wyglądało na to, że wszyscy już wyszli. Pomieszczenie nie było duże. Znajdował się tu niewielki stolik ze stosem papierów, szafka i elektryczny czajnik, wokół którego było ustawionych siedem kubków. Chłopak poprowadził mnie do jednego z dwóch krzeseł przy stole i pomógł mi na nim usiąść. Sam podszedł do szafki składającej się z czterech półek i sięgnął na najwyższą, zdejmując białą koszulkę.
- Może być? - spytał, patrząc na mnie.
- Nie musisz mi jej dawać. Zaraz pojadę do domu - powiedziałam nieśmiało. - Chciałam ci tylko podziękować i...
- Już to zrobiłaś - uśmiechnął się. - Naprawdę, drobiazg. Każdy facet zachowałby się tak na moim miejscu. Teraz jednak nie chcę zachowywać się jak każdy facet i chcę ci dać swoją koszulkę, bo przeze mnie ubrudziłaś własną. Uwierz, że każdy facet strzeże swojej garderoby i nie daje jej byle komu.
- Więc nie wyglądam ci na byle kogo?
- Nie - zachichotał, podając mi koszulkę. - Nie wyglądasz.
- Dzięki - wymamrotałam, ściskając w dłoni materiał.
Chłopak stał przede mną i się na mnie gapił. Co niby miałam zrobić, przebrać się przy nim?
- Eee... Mógłbyś wyjść na moment?
- Och, no pewnie - parsknął śmiechem i podszedł do drzwi. - Zawołaj mnie jak skończysz.
- Jak mam cię zawołać?
- Po imieniu.
Uniosłam brew.
- Byłoby mi prościej, gdybym je znała.
- Justin - skinął głową, szczerząc się do mnie.
- Fajnie.
Wychylił w moją stronę swoją głowę.
- A w razie jakbym poprosił cię o udowodnienie mi, że to ty, to kogo mam oczekiwać?
- Dlaczego po prostu nie spytasz, jak mam na imię? - zachichotałam cicho.
- Bo tak robi każdy facet.
Po tych słowach puścił mi oczko i jedynie pokiwał głową, gdy oniemiała powiedziałam "Chloe", po czym wyszedł na zewnątrz.
Westchnęłam głośno. Chciałam tylko go przeprosić, a skończy się na założeniu jego koszulki. W obawie przed tym, że jednak nie wytrzyma swojego popędu seksualnego i zaraz tu wejdzie jak każdy facet, prawie zdarłam z siebie swoją bluzkę, wsunęłam ją zmiętą do nerki i nałożyłam szybko jego. Pachniała cudownie, czego się oczywiście spodziewałam po tylu filmach, w których bohaterki prawie dostają wstrząsu, gdy wsuwają na siebie koszulkę wybranka. Byłam jednak pewna, że ich zapach nie jest porównywalny nawet w najmniejszym stopniu z tym, co czułam teraz.
Poprawiłam włosy i spojrzałam na zamknięte drzwi.
- Justin! - krzyknęłam, wychylając szyję w stronę drzwi. 
- Kto mówi? - usłyszałam.
Uniosłam brwi i po chwili parsknęłam śmiechem, przypominając sobie, że przecież potrzebuje dowodu.
- Chloe! - prawie pisnęłam przez śmiech, by po chwili zobaczyć go w progu. Na mój widok lekko się uśmiechnął.
- Do twarzy ci - przyznał.
- W twojej koszulce czy z uśmiechem?
- I w tym, i z tym - zachichotał, podchodząc bliżej i patrząc na mnie.
Znowu poczułam zawroty głowy i tym razem dodatkowe, zapomniane uczucie - motylki w brzuchu. Justin może i mnie nie pociągał, ale coś w nim mi się podobało.
Po chwili zorientowałam się, że mam lekko rozchylone usta, więc szybko się otrząsnęłam.
- Pojadę już do domu - powiedziałam, podnosząc się, ale straciłam równowagę i się zachwiałam, przez co zaczęłam niebezpiecznie poruszać nogami.
Justin objął mnie w pasie i pomógł stanąć prosto. Jego dotyk roznosił przyjazne wibracje po całym moim ciele. Odsunęłam się, gdy złapałam oddech.
- Nie jestem pewien, czy mogę cię puścić samą. Coś złego ci się stanie. Albo to ty taka jesteś, albo po prostu masz strasznie pechowy dzień - zaśmiał się, kręcąc z niedowierzaniem głową.
- I to, i to - wzruszyłam ramionami i założyłam kosmyk włosów za ucho. - W końcu są moje urodziny.
Od razu ugryzłam się w język. Dlaczego to wypaplałam?! Justin rozszerzył powieki.
- Urodziny?! Dlaczego nic nie mówiłaś?!
- Następnym razem zapamiętam, by przykleić sobie plakietkę do czoła z tą informacją.
- Beznadziejna sytuacja - westchnął głęboko.
- Moje urodziny?
- Nie, fakt, że poznałem cię dzisiaj. Gdybym zrobił to wczoraj albo przedwczoraj, a najlepiej tydzień temu, zdążyłbym się do tego przygotować.
Posłałam mu czuły uśmiech.
- Niepotrzebnie, Justin. Nie lubię obchodzić urodzin.
Przez chwilę miałam wrażenie, że bacznie mi się przygląda.
- Mogłabyś to powtórzyć?
- Że nie lubię urodzin? - zmarszczyłam czoło, nie wiedząc dokładnie, co ma na myśli.
- Nie, wcześniej.
- Niepotrzebnie?
- Słowo po "niepotrzebnie", a przed "nie lubię obchodzić urodzin".
Zwilżyłam usta językiem, unosząc brwi.
- Justin?
Pokiwał powoli głową, uśmiechając się.
- Kto by pomyślał, że polubię swoje imię w twoich ustach.
Przełknęłam ślinę, znowu się rumieniąc. To idealny czas, by naprawdę wrócić do domu.
- Dzięki, Justin - powiedziałam po chwili, odjeżdżając w stronę drzwi. - Za wszystko.
- Nie dziękuj, cała przyjemność po mojej stronie - odpowiedział, wychodząc ze mną na zewnątrz i zamykając budynek na klucz.
- Oddam ci tę koszulkę…
- Kiedy będziesz chciała - dokończył za mnie, lekko się uśmiechając.
- Właśnie - skinęłam głową. - I nie zostawiaj deski na brzegu, kiedy jutro będę chciała pobiegać - zachichotałam i odjechałam od niego, wyjeżdżając z oceanarium.
Gdy znalazłam się poza terenem, poczułam się tak, jakbym przekłuła wielką bańkę, w której ewidentnie brakowało powietrza. Dysząc i próbując nacieszyć się tlenem, dojechałam do domu. Po drodze musiałam znaleźć przerwę na odpoczynek. Oparłam się o przydrożną ławkę i przymknęłam powieki. Wydawało mi się, że nie wiem nawet, gdzie jestem. W głowie ciągle miałam Justina. A nie chciałam mieć. I to było w tym wszystkim najgorsze.
Sposób, w jaki na mnie patrzył, nawet sposób, w jakim pytał o lody. A to, jak chciał się dowiedzieć jak mam na imię?! Który chłopak z mojego liceum, czy chociażby ze studiów zrobiłby to tak jak Justin?!
Zasychało mi w ustach za każdym razem, kiedy przywoływałam go w myślach, a było to naprawdę trudne, szczególnie, że miałam na sobie jego koszulkę i wciąż czułam jego zapach.
Usiadłam przed domem na trawie i ściągnęłam rolki, po czym w samych skarpetkach podreptałam do mieszkania. Kiedy weszłam, w przedpokoju powitał mnie Lewis, który uśmiechnął się złowieszczo i wyciągnął do mnie dłoń. Zostawiłam rolki i zmarszczyłam czoło, chwytając jego palce, a on tym samym pociągnął mnie do salonu.
Okno było przyozdobione czerwonymi balonami a na stole leżał ogromny tort z palącymi się już świeczkami. Jednak nie to mną najbardziej wstrząsnęło. Przy kanapie stał Noah z.... Loganem i moją mamą.
- Mama! - pisnęłam i rzuciłam się biegiem do przodu, wpadając na moją rodzicielkę. Zachłysnęła się powietrzem i mocno mnie przytuliła, chichocząc pod nosem. Obcięła do ramion swoje jasnobrązowe włosy, przez co wyglądała o wiele piękniej. Zawsze wyglądała pięknie, ale tym razem przesadziła. - Logan! - krzyknęłam, kiedy odsunęłam się od mamy i mocno ścisnęłam swojego piętnastoletniego brata. 
- Chloe - jęknął po chwili, gdy mimo protestów nadal go do siebie tuliłam. Był już prawie mojego wzrostu i strasznie zmężniał. Gdybym była nastolatką, chodziłabym z nim do szkoły i nie byłby moją rodziną, z pewnością miałabym jego fotki w portfelu i na suficie, by patrzeć na nie po przebudzeniu.
- Boże, co wy tu robicie?! - rozszerzyłam usta, patrząc na mamę i Logana.
- Noah nas zaprosił - powiedziała mama, wskazując na mojego przyjaciela.
Jemu także nie oszczędziłam uścisku.
- Czekaj, mała, to nie wszystko - zachichotał, wyciągając zza pleców paczkę owiniętą w ozdobny papier.
Zmarszczyłam czoło, gdy mi ją podał.
- Co to jest?
- Otwórz! - ponaglił Lewis, stając za mną.
Wzdychając cicho, ponieważ dobrze wiedzieli, jak nienawidzę prezentów, ostrożnie odwinęłam papier. Rozszerzyłam powieki i przełknęłam ślinę, uświadamiając sobie, że trzymam w dłoniach egzemplarz "Rozważnej i romantycznej". Nie był to jednak jakiśtam egzemplarz. Był to... najprawdziwszy rękopis.
Spojrzałam na ich twarze, a potem znowu na książkę i pokręciłam głową.
- Nie mogę tego...
- Możesz - Noah uśmiechnął się szeroko.
- Musiało kosztować fortunę!
- Fortunę? - prychnął Lewis. - Znalazłem to na targu staroci, wracając z uczelni. Sprzedawca opchnął to za niezłą cenę. Wisisz mi pięć dolców.
Wszyscy parsknęli śmiechem, ale ja spojrzałam na chłopaka z ponurym wzrokiem.
- Wiecie dobrze, że tego nie wezmę.
- Skarbie, czemu nie możesz przyjąć prezentu? 
- Bo za bardzo mnie rozpieszczacie - westchnęłam. - I po prostu...
Chciałam powiedzieć coś więcej, ale widząc ich miny, zacisnęłam usta.
- Dziękuję - powiedziałam w końcu i przytuliłam się mocno do każdego, całując ich po kolei w policzki. Uśmiechnęłam się szeroko, odkładając książkę na stół obok tortu. - Jesteście najlepsi.
Bo rzeczywiście byli, tak jak te urodziny. Śniadanie od Noah, oceanarium, przyjazd mamy, Logana i rękopis. Moje najlepsze urodzinowe prezenty. I choć bardzo tego nie chciałam, to cząstka mnie usilnie mi podpowiadała, że Justin także należy do tego grona.

________________________________
JESTEM JAK ŁATAAAAAFAAAAAAAAAK?! 45 TYSIĘCY?!
WOWOWOWOWOWOOWWO. DZIĘKUUUUUUUUUUUJĘ!

Dobra, macie swojego Justina. 
Uwielbiam Wasze podejrzenia, spekulacje i pomysły w komentarzach :D
PISZCIE JAK NAJWIĘCEJ O TYM, CO MYŚLICIE!
KOCHAM WAS!

Dopisujcie się do informowanych i obserwujcie bloga! 
I KOMENTUJCIE!!! To ważne.
Przy okazji - jeśli Wam się podoba - polecajcie komu tylko się da :D

Macie wchodzić na Bieber's Touch.

xox Werka

33 komentarze:

  1. OMG! Justin aka najlepszy facet na ziemi. Oni są tacy uroczy a spotkali się dopiero trzy razy. Sądzę że Justin zrobi jakiś prezent na urodziny Chloe. I pewnie będzie super ^^ do nastepnego ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Awww :D nie mogo doczekac sie kolejnego rozdziału dodaj go prędko :)

    OdpowiedzUsuń
  3. już się zakochałam w tym opowiadaniu, jest świetne! czekam na niecierpliwością na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  4. To ff jest takie jeeeju cudowne! <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejciu jak ja kocham tego bloga :O To, jak piszesz, jak wszystko wygląda, jak się czyta... Płakać mi się, bo sama tak nie umiem!

    OdpowiedzUsuń
  6. Umiliłaś mi rozdziałem całe trzy przerwy w szkole (chociaż powinnam uczyć się historii, bo moja ocena jest na pograniczu xd). W ogóle rozdziałem przywołałaś mi wiele sytuacji. Na przykład kiedy Chloe zalozyla rolki przypomniałam sobie, jak ja ostatnio prawie sie na nich wywrocilam a z kolei przez lody makowe nabralam ochoty na takie pyszne ciacho z makiem.
    Ale wracając do rozdziału, byl genialny, zwłaszcza moment Chloe i Justina. Ich rozmowa była świetna. Ciekawe, czy Justin rzeczywiście będzie jak typowy facet. I oczywiście czy Chloe dowie sie o pracy Justina (nie o tej w oceanarium). Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, misia <3 Weny ♥
    18th-street-jbff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeju dziękuję<3
      Leć się uczyć historii. Ma być piątka na świadectwie!!!

      Usuń
    2. Będzie, nawet na tym maturalnym xd

      Usuń
  7. Powiem Ci, że chciałabym, żeby ona była z tym no... ze szkoły :D Ale wszyscy dobrze wiemy, że będzie z Justinem. Mam nadzieję, że nie będzie tak brutalny jak w 'Bieber's touch' [PRZECZYTAŁAM CALUTKIE :D] bo nienawidziłam go takiego.. Ale to już Twoja decyzja, my czekamy na kolejne rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahahah :D TEŻ MAM NADZIEJĘ ŻE NIE BĘDZIE TAKI BRUTALNY. Teraz jednak stawiam na "ma być słodko i romantycznie" :D

      Usuń
  8. kocham cie za to ff

    OdpowiedzUsuń
  9. JESTEŚ WSPANIAŁA, A JUSTIN JEST TAKI SŁODKI!!! To urocze, że kupił jej lody i dał jej bluzkę *.* Gdzie mogę dostać takiego Justina? :( I jeszcze to, gdy jej w prost powiedział, że nie chciałby konkurować z No :)))) To urocze! Tylko teraz czekam, aż pojawi się rozdział z punku widzenia Justina i wytłumaczenie, dlaczego akurat taka praca, a nie inna, bo strasznie mnie to zastanawia.
    Coś mi się wydaje, że z tymi omdleniami to poważna sprawa i że Chloe będzie na coś chora:( Błagam Cię, niech to nie będzie prawda, bo szkoda, gdyby miała jakiś nowotwór, czy coś takiego...
    Czekam na kolejny i tak samo genialny rozdział jak ten:* Zapraszam również do siebie:)
    feelings-do-not-always-lie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hihihi :D może się pojawi taki rozdział z jego punktu widzenia. Dziękuję <3

      Usuń
  10. Uwielbiam to, że nic nie jest przewidywalne. Zelam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Justin jest taki uroczy! Ale na prawde nie zrozumiałam tej jej ogromnej potrzeby podziękowania Justinowi za to że się nią zaopiekował, jakby to była sprawa życia i śmierci, poważnie. Bardzo fajnie się zachował że dał jej bluzkę. Czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu Chloe jest dobrze wychowana i coś takiego odczuwała jako swój obowiązek :D

      Usuń
  12. Ale cudasny rozdzial...nie.moge doczekac sie kolejnego <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Czekam nn! Kocham to ff :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Jejku,zaczęłam to czytać dziś wieczorem i się po prostu zakochałam! *_* jesteś cudowna <3
    nie mogę się doczekać następnego rozdziału, pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń