15.06.2015

4. Zaproszenia

- Wszystkiego najlepszego, kochanie - szepnęła mama, kiedy chłopcy nieco od nas odeszli. Logan zajął się komórką, a Lewis z Noah poszli do kuchni po talerzyki i widelce. Mama wyciągnęła w moim kierunku małe pudełeczko. Spojrzałam na nią, zaciskając usta.
- Mamo, już wystarczy tych prezentów.
- Och, córeczko, to jest wyjątkowy upominek ode mnie. Otwórz.
Wewnątrz znajdował się srebrny łańcuszek z zawieszką w kształcie połówki serduszka. Poczułam gulę w gardle, gdy mama wyciągnęła w moim kierunku swoją dłoń, na której wisiała bransoletka z drugą połówką.
- Dziękuję, mamo - uśmiechnęłam się, mocno ją przytulając. - Ale nie musiałaś tyle wydawać.
- Znalazłam na targu staroci. Sprzedawca opchnął to za niezłą cenę. Wisisz mi pięć dolców - powiedziała poważnie, powtarzając wcześniejsze słowa Lewisa.
Parsknęłam śmiechem i cmoknęłam ją w policzek, zapinając łańcuszek na nadgarstku. Prezentował się ślicznie. Prezent był rzeczywiście słodki.
Przez dłuższą chwilę atmosfera między nami była napięta, ale potem wszyscy się rozluźniliśmy. Siedzieliśmy przy stole w salonie, do którego trzeba było dostawić dodatkowe krzesło, ponieważ uprzednio było ich za mało. Noah siedział obok mnie, na przeciwko nas mama z Lewisem, a przy krótszym końcu Logan, który od paru minut dłubał widelcem w kawałku tortu.
- Przestań to robić, synu - skarciła go mama, wywracając oczami.
Tort był już właściwie zjedzony. Logan skończył właśnie jeść kawałek przydzielony Noah, który zapomniał, że głównymi składnikami ciasta są jajka i mleko. Moja mama pamiętała jednak o jego diecie, toteż przywiozła z Salt Late ręcznie robiony placek wegański. Noah był wniebowzięty, gdy tylko go wyjęła.
- Skąd masz tę koszulkę? - spytał mnie nagle Noah, nachylając się nade mną, kiedy mama z Lewisem zajęli się rozmową na temat studiów.
Automatycznie się zaczerwieniłam, przypominając sobie zdarzenia sprzed kilkudziesięciu minut. Chwyciłam szklankę z sokiem i upiłam łyk.
- Potem ci opowiem - szepnęłam, patrząc na niego wymownie.
Noah zmarszczył czoło, po czym uniósł brwi i odsunął się ode mnie, kręcąc z niedowierzaniem głową. Kiedy się uśmiechnął, od razu to odwzajemniłam. Był to wyraz wdzięczności za to, że odpuszcza, jednak on zrozumiał to zupełnie inaczej.
- Rumienisz się, Chlo - zachichotał. - Muszę wiedzieć, co to za przystojniak.
Uwagi nie dało się nie usłyszeć, więc rozmowa naprzeciwko nas natychmiast ucichła.
- Jaki przystojniak? - spytała mama.
- To nic takiego - wzruszyłam ramionami.
- Ma od niego koszulkę - Noah powiedział dumnie, na co jeszcze bardziej się zaczerwieniłam. - Wychodziła w zupełnie innej, a widać, że ta jest o kilka rozmiarów za duża.
W geście swojej niezwyciężonej miłości do jego niewyparzonego języka, kopnęłam go w kostkę pod stołem.
- Jak już mówiłam, to nic takiego.
Mama westchnęła głęboko.
- Nie mów, że to nic takiego, po prostu nam opowiedz.
- Tak, wszyscy jesteśmy ciekawi - dodał Lewis.
Kątem oka zerknęłam na Logana, który przestał grzebać w talerzu, mieszając krem z kawałkami wiśni. Liczyłam na jakieś wsparcie z jego strony, ale on jedynie uniósł na mnie spojrzenie, czekając na wyjaśnienia.
Jęknęłam bezradnie i wywróciłam oczami.
- To ten sam chłopak, który dzisiaj pomógł mi przy omdleniu.
Od razu ugryzłam się w język. Cholera.
- Zemdlałaś? - mama rozszerzyła powieki, patrząc na Noah. - I ty pozwoliłeś jej wyjść?
- Zakazałem jej wychodzić. Ale wiedziałem, że i tak to zrobi - wzruszył ramionami. - Rok temu przez przypadek popchnęła jakąś starszą panią w centrum handlowym, przez co tej wysypały się zakupy. Biegliśmy wtedy na autobus, więc nie zdążyliśmy jej pomóc, ale Chloe następnego dnia wróciła w to samo miejsce i czekała na tę panią, żeby ją przeprosić.
Mógł sobie darować tę historyjkę. Zacisnęłam usta.
- Wiedziałam, że to, co zrobiłam, było niegrzeczne. Tak samo jak teraz. Noah nawet nie podziękował Justinowi, że się mną zajął.
- On ma na imię Justin? - Lewis uniósł brwi.
Ta rozmowa coraz bardziej zaczynała mi się nie podobać.
- Tak, Justin - burknęłam. - I moglibyśmy przestać już o nim rozmawiać.
Następne pytania posypały się jak z automatu.
- Jak zareagował na to, że przyjechałaś?
- I jak często zemdlałaś w ostatnim miesiącu?
- Czy mógłbym już się położyć? Chcę pogadać z Jess.
Logan momentalnie przykuł moją uwagę.
- Jess? Kto to Jess?
- Jego dziewczyna - odparła mama, a brat się zaczerwienił, zupełnie jak ja niedawno.
Uśmiechając się, poklepałam go w udo pod stołem.
- Chodź, pokażę ci, gdzie będziesz spał - kiwnęłam głową i odsunęłam krzesło.
- Chloe, nie tak szybko - zatrzymała mnie mama. - Wiesz, że i tak porozmawiamy.
- Tak, my też - wtrącił Noah, puszczając mi oczko.
- Tak - prychnęłam, patrząc na niego. - My też.
Po tych słowach wyszłam z Loganem z salonu. Czemu Noah mi to zrobił? Wiedział dobrze, że nienawidzę rozmawiać o moich prywatnych sprawach, a on na dodatek wyciągnął ten temat przy mojej mamie i swoim chłopaku!
Całe szczęście, że mieliśmy w domu pokój gościnny, więc od razu skierowałam się tam z Loganem. Szedł za mną, ale i tak wiedziałam, że nawet nie zwracał uwagi na kierunek, w jakim szliśmy. Ściskał w dłoni telefon i ciągle ukradkiem w niego zaglądał.
- Opowiesz mi coś więcej o Jess? - rzuciłam, wchodząc do pokoju. Wewnątrz stały już walizki, więc odwróciłam się na pięcie, patrząc na brata i zanim zdążył odpowiedzieć, szybko dodałam: - No tak. Wyszłam na idiotkę. Przecież ty dobrze wiesz, gdzie śpisz.
Uśmiechnął się łobuzersko.
- Ale przynajmniej uwolniłem cię od gadki o Jasonie.
- Justinie - poprawiłam szybko. Za szybko.
- Cokolwiek - Logan machnął ręką, podchodząc do wielkiego łóżka. Oprócz dużej szafy po drugiej stronie pokoju był to tutaj jedyny mebel. - Wyjdziesz?
- Chcesz pogadać o Jess? - uniosłam brew, chichocząc pod nosem.
- Nie, dzięki. Wolałbym pogadać z Jess - wywrócił oczami, a ja kiwnęłam głową, śmiejąc się pod nosem.
Wycofałam się do wyjścia, nic mu nie mówiąc, lecz kiedy byłam przy drzwiach, usłyszałam jego głos.
- Chloe?
- Tak? - zerknęłam na brata przez ramię.
- Brakuje nam ciebie w Salt Lake.
Na jego słowa ścisnęło mi się serce. Obróciłam się przodem do Logana i przez dłuższą chwilę przypatrywałam się jego twarzy. Naprawdę się zmienił. To już nie był ten sam Logan, który w dzieciństwie wlepiał mi gumy we włosy, to już nie był ten sam Logan, który płakał za każdym razem, kiedy wygrywałam w chowanego. To już nie był nawet ten sam Logan, który płakał po stracie ojca.
- Co masz na myśli?
Westchnął głęboko, rozejrzał się po pokoju, po czym usiadł na łóżku.
- Jest tak jakoś... pusto. Mama w ogóle nie może znaleźć sobie miejsca. Ja ciągle wychodzę do Jessici albo chłopaków, a ona siedzi sama. Głupio się z tym czuję, ale przecież nie mogę rezygnować ze swojego życia, jestem nastolatkiem.
Przygryzłam wargę i podeszłam bliżej, wsuwając dłonie w tylne kieszenie spodenek.
- Rozumiem, Logan. Ale może od czasu do czasu wyjdziecie na jakąś pizzę albo do kina? Jak matka z synem.
- Nie, to nie będzie to samo. Ona jest jakaś obca. Myślę, że po prostu brakuje jej faceta.
Mimowolnie parsknęłam śmiechem.
- Może masz rację.
- Chloe, to nie jest śmieszne. Przyjedź do nas, to zobaczysz.
Uniosłam brew, gdy dotarły do mnie jego słowa.
- Wiesz, myślę, że to nie jest taki zły pomysł. Niedługo mam wolne na uczelni. Co powiesz na dokończenie rundki w Scrabble?
Logan spojrzał na mnie zaskoczony, po czym szeroko się uśmiechnął.
- Mówisz serio?
- Serio serio. Trochę tęsknię za domem i wami, więc chyba znajdę dla was jakiś weekend - zachichotałam.
- Byłoby super! - prawie krzyknął, uderzając dłońmi o swoje uda i miał dodać coś jeszcze, kiedy zabrzęczał jego telefon. Kątem oka spojrzał na leżącą na łóżku komórkę, po czym przeniósł wzrok na mnie. - Mogłabyś...
- Jasne - uniosłam ręce do góry w geście obronnym. - Już sobie idę - uśmiechnęłam się i odwróciłam, wychodząc z pokoju.
Kiedy zamknęłam za sobą drzwi, uśmiechnęłam się pod nosem. Logan tak szybko dorastał. Właśnie wygonił mnie z pokoju, bo dzwoniła jego dziewczyna. Nie mogłam się doczekać, aż wreszcie ją poznam. Swoją drogą, to miłe, że Logan zasugerował mój przyjazd do rodzinnego miasta. Chyba potrzebowałam odpoczynku i dlatego tak ochoczo na to przystałam.
Obróciłam się, z chęcią pójścia do własnego pokoju, ale nagle wyrósł przede mną Noah. Miałam rzucić jakiś żart o skradaniu się, lecz w porę przypomniałam sobie o jego wcześniejszym zachowaniu. Prychnęłam pod nosem i wyminęłam go, ale od razu ruszył za mną.
- Chloe - usłyszałam, gdy byłam już w swojej sypialni.
- Idź stąd, No - burknęłam, przeszukując zawartość szafy w celu znalezienia piżamy.
- Wiem, że jesteś zła, ale chcę ci powiedzieć, czemu to zrobiłem.
Och, czas na wyjaśnienia, pomyślałam, lecz mimo swojego złego nastawienia zerknęłam na niego przez ramię.
- Więc oświeć mnie i wyjaśnij, dlaczego upokorzyłeś mnie przy mojej mamie.
- Bo się o ciebie martwię.
- Noah, traktujesz mnie jak dziecko od pięciu lat! - krzyknęłam, stając twarzą do niego. - Myślisz, że fajnie jest rozmawiać o swoim życiu prywatnym? Nie jest fajnie, szczególnie, kiedy kilkakrotnie powiedziałam, że nie ma o czym mówić! A ty jeszcze wywlekasz jakieś sprawy z moimi omdleniami. Dojrzale, No.
Noah pokręcił głową, krzyżując ręce na piersi.
- To była kara. Wyraźnie powiedziałem ci, żebyś nie wychodziła, a ty co robisz? Wychodzisz.
- Och, więc postanowiłeś, że się zemścisz?
Przez chwilę trawił moje słowa, ale w końcu pokiwał głową.
- Tak, to była zemsta.
- Wiesz co, jesteś okropny, No.
- Wzajemnie, Chlo - burknął, mierząc mnie wzrokiem. - Opowiesz mi coś o nim?
- Nie mam zamiaru. To będzie twoja kara - uśmiechnęłam się triumfalnie i cmoknęłam ustami, wyjmując piżamę i razem z nią wchodząc do łazienki.
Naprawdę nie potrafiłam kłócić się z Noah, choćbym nie wiem jak chciała. To po prostu było niemożliwe, ponieważ był kimś, z kim spędziłam ostatnie lata swojego życia i nie darowałabym sobie, gdyby rozdzieliła nas jakaś sprzeczka. Nawet, jeśli miałaby trwać kilka minut bądź zaledwie dni, to i tak wolałabym umrzeć, niż ją ciągnąć.
Po chwilowym prysznicu - bo naprawdę byłam zmęczona i miałam wrażenie, że zaraz upadnę w kabinie - przebrałam się w piżamę. Co najdziwniejsze, zmieniłam jedynie spodenki. Postanowiłam, że zostanę w koszulce Justina. Bałam się, że kiedy mu ją oddam, będzie to ostatni raz, gdy się z nim zobaczę. Chciałam tego i nie chciałam jednocześnie. Nie zawrócił mi w głowie, ale jak już wspomniałam wcześniej, było w nim coś hipnotyzującego. To mnie bolało, ale sprawiało też, że czułam pozytywne wibracje na całym ciele. Nawet przy Michaelu... Nieważne. To było nieważne.
Nie myśl o tym, Chloe, powtarzałam sobie w myślach. Nie myśl. Nie myśl. Nie myśl.
Za późno. Zanim się zorientowałam, po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Umyłam zęby, naprawdę nie chcąc płakać, ale to było silniejsze. Kochałam go. Przynajmniej próbowałam. Chciałam go pokochać, pragnęłam tego, a on odszedł. Zostawił mnie, swoich rodziców. Mój tata również mnie zostawił. Po co w ogóle szedł w góry? Wiedział, jakie są niebezpiecznie. Byłam na nich zła. Cholernie zła i miałam ochotę rozwalić całą szafkę pod umywalką, by tylko się na czymś wyżyć. Zamiast tego wybiegłam z łazienki i pobiegłam prosto do pokoju gościnnego, mając nadzieję, że będzie tam mama. Była. Leżała z Loganem na łóżku. Ona czytała książkę, a on był odwrócony do niej plecami i pisał SMS.
Rzuciłam się biegiem w jej kierunku, gdy tylko uniosła na mnie spojrzenie i zsunęła z nosa okulary do czytania. Wskoczyłam na łóżko i przytuliłam się do niej najmocniej jak potrafiłam, histerycznie się trzęsąc. Bałam się. Tak strasznie się bałam, że znowu to mnie kiedyś spotka. Że znowu przeżyję to samo. Nie chciałam tego. Przerażało mnie to.
- Cśś, skarbie - szepnęła mama, głaszcząc mnie po plecach. Zagryzłam mocno dolną wargę, czując, jak Logan podnosi się z łóżka.
- Przynieść ci wody? - zapytał, ale pokręciłam głową. - Co się stało?
- Tata... Michael... - mruknęłam, na co mama ścisnęła mnie mocniej. Nie musiałam mówić nic więcej. Mama doskonale wiedziała, co mnie gryzie. Tak strasznie się cieszyłam, że była tu ze mną i ściskała mnie jak za dawnych czasów. Czułam się przy niej naprawdę bezpiecznie, w końcu to moja mama. Jakkolwiek często byśmy się nie kłóciły, i tak kochałam ją nad życie. Tak samo było w końcu z Noah, a nawet z Loganem. Byli moją rodziną, nie miałam serca się na nich złościć. Nigdy.
Ogarnęłam się dopiero po kilkunastu minutach, stopniowo zapominając o przyczynie mojej histerii przez myśli o tym, jak ważna była dla mnie rodzina. Mama głaskała mnie po ramieniu, a Logan siedział przy moich nogach. Kątem oka widziałam, jak bacznie mi się przygląda.
Odsunęłam się od mamy i otarłam łzy, po czym zgarnęłam włosy do tyłu, wypuszczając powietrze z ust.
- Przepraszam - bąknęłam, chrząkając niepewnie.
- Nic się nie stało, kochanie. Potrzebujesz snu.
Pokiwałam głową i szepnęłam krótkie "dobranoc", po czym wyszłam z pokoju gościnnego i wróciłam do siebie. Zwinęłam się w kłębek na łóżku i objęłam mocno poduszkę, pociągając nosem. Poczułam zapach Justina, którym przesiąknęła cała jego koszulka, przez co ją również ścisnęłam w piąstki i cicho płacząc, w końcu usnęłam.

Obudziła mnie duszność i upał. Mrugnęłam kilkakrotnie oczami, przyzwyczajając się do światła, po czym odgarnęłam kołdrę z moich łydek, przecierając twarz. Policzki zdążyły już wyschnąć po wieczornym napadzie. Podniosłam się na łokciach, ziewając i wychyliłam się, by chwycić telefon. Ósma dwadzieścia. Idealny czas, żebym wstała i pobiegała.
Strasznie nie miałam na to ochoty. Na dworze było chyba jakieś trzydzieści stopni, pomimo tego, że żadne promienie słoneczne nie wdzierały się do pokoju. Oznaczało to, że po południu przywita nas burza. Musiałam więc pobiegać, jakkolwiek bym marudziła, bo wiedziałam, że jeśli tego nie zrobię, będę żałować.
Zresztą, bądźmy szczerzy: przez ostatnie półtora roku nie biegałam może dwa dni. Poza tym robiłam to codziennie. 
Wstałam z łóżka, a koszulka, którą miałam na sobie, spadła z mojego tyłka i osunęła się do połowy ud. Pierwszy raz miałam na sobie ubranie chłopaka od... Pamiętałam, ale to nie było tak naprawdę istotne. Wiedziałam, że muszę mu oddać tę koszulkę, ale nie miałam pewności, że będzie na plaży, więc postanowiłam zostawić ją w domu. Zresztą, nie będę biegła z koszulką w ręce, jakby była jakąś flagą, a ja maratończykiem, który ukończył bieg i chce podziękować swojemu narodowi. 
Po dziesięciu minutach byłam już gotowa. Włosy związałam w koka, nałożyłam krótkie, czarne spodenki i pomarańczowy stanik sportowy. Wsunęłam na nogi krótkie skarpetki i buty do biegania, po czym wyszłam cicho z pokoju. Domyśliłam się, że wszyscy jeszcze śpią, więc czym prędzej przemknęłam do kuchni i nalałam sobie wody do szklanki, wypijając od razu całą. Nie brałam słuchawek ani telefonu, chciałam po prostu pobiegać. Sama ze sobą, by wyrzucić z siebie wszystkie emocje z wczorajszego dnia.
Humor jednak od razu mi się popsuł, gdy przekonałam się, że naprawdę jest piekielnie gorąco, więc nie pozostawało mi nic innego jak jogging na plaży. Westchnęłam cicho i zaczęłam biec w tamtym kierunku, starając się nie zaprzątać sobie głowy myślami o Justinie. Przecież sama sobie wcześniej powiedziałam, że nie mam pewności, że w ogóle tam będzie.
Jakże się myliłam. Zauważyłam go niemal od razu, kiedy wbiegłam na piasek. Jakimś cudem dotarłam do brzegu i zaczęłam podróż wzdłuż fal, jednak patrzenie na Justina kompletnie wytrąciło mnie z równowagi.
Był jakieś trzydzieści metrów ode mnie, jednak od razu go poznałam, ponieważ był jedną z niewielu osób na plaży, a po drugie strasznie się wyróżniał. Miał najbardziej wyrzeźbioną sylwetkę spośród innych ludzi, ale nie śmiałam zaprzeczyć, że miał najbardziej wyrzeźbioną sylwetkę spośród wszystkich ludzi, kompletnie na świecie. Pierwszy raz w życiu widziałam kogoś tak pięknego. To nawet nie podchodziło pod jakieś moje upodobania. Justin był piękny. Nie jakieś "po prostu piękny". On był aż nadto piękny.
Nachylał się nad swoją deską surfingową i był na tyle daleko od brzegu, że mogłam spokojnie przebiec obok, w ogóle się nie odzywając. Tak też zrobiłam, jednak nie odrywałam od niego wzroku. Jego spodenki znowu opadały na jego biodrach tak cudownie, że miałam ochotę usiąść i się gapić. Nie bolało mnie to. Przecież uwielbiałam podziwiać ludzi, a teraz miałabym okazję do podziwiania prawdziwej sztuki.
Justin uniósł spojrzenie akurat w momencie, kiedy biegłam centralnie przed nim. Uśmiechnęłam się mimowolnie i kiwnęłam głową na znak, że go rozpoznaję. Nie zatrzymałam się.
Zorientowałam się, że mój oddech jest bardziej przyspieszony niż wcześniej i dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że przyspieszyłam. Spojrzałam w dół na swoje nogi, jakby w ogóle nie należały do mojego ciała i pędziły same. 
- Hej, zaczekaj! - usłyszałam za sobą, doskonale wiedząc, kto jest właścicielem głosu. 
Zwolniłam tempo, ale nie przestałam biec. Poniekąd zrobiłam to specjalnie. Wiedziałam, że mnie dogoni, a po drugie nie chciałam, by pomyślał, że tak łatwo mu ulegam. Po chwili znalazł się obok mnie i choć na niego nie patrzyłam, wiedziałam, że z trudem dotrzymuje mi kroku.
- Zatrzymaj się, Chloe - wydyszał, a ja momentalnie znieruchomiałam. Nie dlatego, że mnie o to poprosił, ale przez to, jak moje imię zabrzmiało w jego ustach. Od razu przypomniały mi się jego własne słowa z poprzedniego dnia: Kto by pomyślał, że polubię swoje imię w twoich ustach. Teraz już wiedziałam, co miał wtedy na myśli, bo czułam dokładnie to samo w tej chwili. - Boże, przysięgam, nienawidzę biegać - wymamrotał, opierając się o swoje uda. Popatrzył na mnie i wtedy uświadomiłam sobie, jak przeraźliwie dyszę.
- Cześć - oblizałam usta, wypuszczając powietrze z ust.
Justin stanął prosto. Jego klatka piersiowa wciąż rytmicznie się unosiła, a mięśnie brzucha szybko napinały. Przyłapał mnie na gapieniu się na niego, więc szybko odwróciłam wzrok.
- Hej - uśmiechnął się, przeczesując włosy. - Gdzie tak pędzisz?
- Eee... Biegam. Jak co rano.
- Nie znudziło ci się to?
Wskazałam ruchem głowy na deskę, którą zostawił na piasku.
- A ty codziennie surfujesz, czy tylko przychodzisz z deską na plażę i sobie obok niej siedzisz? - uniosłam brwi.
- Oczywiście, że surfuję.
- A nie znudziło ci się to?
Parsknął śmiechem i pokręcił głową, na co od razu spłonęłam rumieńcem. Sama nie wiedziałam do końca czemu.
- Może przerwiesz na chwilę? Jeszcze nie zacząłem, ale jestem w stanie przesunąć swój trening - zachichotał. - Chodź, zapraszam cię na lody.
Zdziwiłam się na jego propozycję, ale bardziej zaskoczył mnie fakt, że od razu pokiwałam głową.
- Okej. Chętnie.
Wyszczerzył się do mnie i zaczął iść w kierunku budki. Na plaży w Los Angeles takie stoiska z kebabami, hamburgerami, hot dogami i lodami były co jakieś pięćdziesiąt metrów. W Stanach nikt nie mógł i nikt nie miał prawa czuć się głodnym.
- Jak tam twoje urodziny? - zagadał Justin, patrząc na mnie przez ramię.
- Co masz na myśli?
- Czy dotarłaś bezpiecznie do domu, bez uszkodzenia sobie ręki czy nogi?
Zmarszczyłam czoło.
- Jak widać, do czegoś jednak jestem zdolna - prychnęłam, na co się zaśmiał.
- Nie wątpię, Chloe.
Usiadłam na jednej z ławeczek przy budce, które przymocowane były do piasku razem z drewnianymi stołami. Spojrzałam na Justina, który stał plecami do mnie i właśnie rozmawiał ze sprzedawcą. Od razu zaczęłam się na niego gapić. Jego plecy również pokrywały nieliczne tatuaże. Napinał łopatki, kiedy wzruszał ramionami i - choć oczywiście nie chciałam tego przyznać - wyglądało to iście seksownie. Nigdy nie pomyślałabym, że mogę takim przymiotnikiem określić plecy. Po chwili Justin odwrócił się i podszedł do mnie z dwoma wafelkami. Wyciągnął do mnie jeden, a ja od razu spojrzałam na lód.
- Makowe - stwierdziłam głupio, przyglądając się jedzeniu, po czym zaskoczona przeniosłam spojrzenie na Justina, który usiadł na przeciwko mnie. - Pamiętałeś.
- Minął jeden dzień - wywrócił oczami, prychając kpiąco i chichocząc pod nosem.
Znowu spłonęłam rumieńcem. No tak, miał rację. Każdy normalny człowiek pamiętałby coś, co jadł poprzedniego dnia. Tylko się wygłupiłam.
- Hej - zagadał Justin, kiedy zobaczył, że przygryzam wargę z zażenowania. - Chloe, przysięgam, że za kilka lat też bym o tym pamiętał. Nie znałem wcześniej nikogo, kto lubiłby lody makowe. Zresztą - nachylił się nad ławką - tak między nami, gdybym nawet kogoś takiego znał, i tak pamiętałbym tylko o tobie.
Rozchyliłam wargi na jego słowa, lecz od razu je zamknęłam, przełykając nerwowo ślinę. Cholera, cholera, cholera, cholera. To było za dużo.
- Długo już pływasz na desce? - spytałam po chwili, próbując zmienić temat. Całe szczęście, Justin połknął haczyk.
- Trzy lata - odparł, prostując się i przesuwając językiem po swoim lodzie. Momentalnie odwróciłam wzrok. Jak on to robił?! - Chciałabyś się nauczyć?
- Umiem pływać.
- Chodziło mi o deskę - westchnął, unosząc brew.
- Och. Wątpię, by mi się to udało.
- Dlaczego?
Wzruszyłam niedbale ramionami.
- Trener sporo kosztuje.
- Znam takiego, który bierze mało - uśmiechnął się, pokazując mi dołeczki w policzkach. Od razu zrobiło mi się jeszcze bardziej gorąco.
- Tak? - wymamrotałam, chociaż szczerze, wcale mnie to nie interesowało. Po prostu byłam tak wstrząśnięta wyglądem Justina, że musiałam o coś spytać, by tylko dłużej się na niego popatrzeć.
- Chwileczkę - uniósł palec do góry i wstał z miejsca, wracając do budki. Cały czas go obserwowałam. Wydawało mi się, że minęły godziny, zanim wrócił z białą karteczką i długopisem.
Zatrzymał rożka w buzi, rozszerzając usta na długość średnicy, po czym zaczął pisać coś na kartce. Kiedy skończył, wręczył mi ją, trzymając papier między dwoma palcami.

0-765-283-178

- Zadzwoń tam albo napisz wiadomość - kiwnął głową. - Wyzywam cię do pojedynku.
- Jakiego pojedynku?
- Założę się, że w dwa tygodnie nie nauczysz się przepłynąć na desce sześćdziesięciu metrów.
Prychnęłam z pogardą.
- Sześćdziesięciu metrów? Żartujesz! Przepłynę to w mniej niż tydzień.
Ale z ciebie idiotka, Chloe, warknęłam w myślach. Dobrze wiedziałam, że mi się to nie uda, jednak ten zakład oznaczał kolejne spotkanie z Justinem. Oznaczał też trochę rywalizacji, co równało się z kompromitacją. Chociaż, podsumowując moją twarz w błocie i zemdlenie w oceanarium, nie mogło być już gorzej.
Justin wyciągnął do mnie dłoń.
- Zakład?
Skinęłam głową.
- Zakład - powiedziałam twardo i ścisnęłam jego palce, przez co automatycznie poczułam ciarki na całym ciele. Miał taką dużą, przyjemną dłoń. Jakby tego było jeszcze mało, przytrzymał uścisk, ciągle patrząc mi w oczy. W końcu speszona - i zapewne czerwona na całej twarzy - odwróciłam wzrok, wyswobadzając swoją rękę.
Skończyliśmy swoje lody w milczeniu. Wyjęłam z kieszeni chusteczkę i obtarłam nią usta, spoglądając ukradkiem na chłopaka.
- Co robisz dzisiaj wieczorem? - uniósł brwi.
Momentalnie się spięłam. Nie powinnam tak reagować, zważywszy na to, że wnioskując po mimice Justina, jego pytanie było dość obojętne.
- Właściwie to nic - odparłam szczerze. Zazwyczaj nic nie robiłam.
- Zapraszam cię na plażę - uśmiechnął się lekko. - Niezobowiązujące spotkanie, nie martw się - zachichotał po chwili. - Mam dla ciebie małą niespodziankę.
Wybałuszyłam oczy.
- Niespodziankę?
- Urodzinowe zadośćuczynienie.
Rozchyliłam bezwiednie wargi.
- Nie ma mowy - rzuciłam ostro, podnosząc się z miejsca.
- Czemu nie?
- Po pierwsze, nie lubię urodzin. Po drugie, nie obchodzę ich. Wiąże się to z tym, że nie chcę, by ktokolwiek coś dla mnie robił. Po trzecie, dzisiaj będzie burza.
Justin jęknął, wstając z ławki i podchodząc do mnie, gdy zaczęłam iść powoli w kierunku domu.
- No dobra. Potraktujmy to jak wspólne spędzenie czasu. Nie żadne tam wymysły urodzinowe - przewrócił oczami. - Zaufaj mi, spodoba ci się. A jak będzie burza, to po prostu przesuniemy imprezkę.
- Więc to imprezka?
- Nie - podniósł ręce do góry w geście obronnym. - Zapędziłem się.
Uniosłam brew, przyglądając mu się. Wyglądał naprawdę przekonująco.
- No dobrze, zgoda. Ale teraz muszę już iść - wyjaśniłam, wzdychając głęboko.
- Przyjdę po ciebie o dwudziestej. - Dlaczego tak późno? - Tylko powiedz mi, gdzie mieszkasz.
- Przy Highland Avenue - powiedziałam, zatrzymując się, kiedy zrobił to samo. - Numer dwadzieścia sześć.
Skinął głową, przelotnie się uśmiechając.
- W takim razie do zobaczenia - rzucił i zaczął cofać się w kierunku swojej deski, jednak wciąż na mnie patrzył, idąc do niej tyłem. - I pamiętaj, Chloe, to tylko niezobowiązujące spotkanie!

 ________________________________
Chciałabym, aby ten blog był całkowicie dopracowany, rozdziały lekkie, przejrzyste, ale też długie, żebyście spędzając tu czas, czuli się jak przy fajnej (hamuję się przed użyciem słowa "dobrej", bo jeszcze do tego pracuję!!!) książce :) To strasznie miłe, że sporo osób już to zauważa. Kocham Was bardzo i ściskam mocno<333333333 Jak myślicie, co szykuje Justin? :D

Proszę, komentujcie.
I wchodźcie na Bieber's Touch!

xox Werka

42 komentarze:

  1. kocham najmocniej papa

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajebisty :D aaaa licze na jakas szalona impreze na plazy hahahah :D Mysle, ze Justin jest typem takiej osoby, fajnie byloby gdyby rozerwal Chloe :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejny raz umilasz mi czas, tym razem w szpitalu ;D Faktycznie bardzo fajnie czyta się te rozdziały. Mam nieodparte wrażenie, że ten numer, co Justin zostawił Chloe jest jego haha ;D Fajnie by było, gdyby sam zaczął ją trenować. Wiadomo - plaża, bikini i miss mokrego podkoszulka haha. Jestem ciekawa, co ten Bieber planuje w związku z Chloe. No i oczywiście, jak potoczy się wątek z jego pracą - nie tą w oceanarium, a bardziej prowokującą ^^ Czekam na kolejny rozdział, weny misia <3
    getting-closer-jbff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Odpowiedzi
    1. Maja powinnam Ci zablokować możliwość komentowania

      Usuń
  5. To numer Justina, prawda? Powiedz, że jego. :) rozdział całkiem długi ale tak fajnie się czyta jakby miał kilkanaście linijek. :) do nastepnego. Jestem ciekawa co ten Jus wymyślił. :p

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wiem co, ale jestem ciekawa

    OdpowiedzUsuń
  7. cudny <3 ciekawe co planuje xD dodaj szybko :)

    OdpowiedzUsuń
  8. KOCHAM WERKA<3333

    OdpowiedzUsuń
  9. Ale to jest fajne *_*. Ja chcę następny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Ale zawaliscie się porobiło ;> czekam na więcej rozdziałów ;p

    OdpowiedzUsuń
  11. ale mi sie zrobilo zal Chloe jak zaczela plakac :( ale potem poprawilas mi humor z Justinem *_*

    OdpowiedzUsuń
  12. No po prostu uwielbiam to opowiadanie i Twój styl pisania. Jest tak, jak napisałaś, że chcesz, by było. Tylko jedna poprawka: już po 4 rozdziałach czuję się NIE jak przy fajniej książce, ale jak przez bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo dobrej książce. Serio. Kocham Cię dziewczyno!
    Nie mam pojęcia, co wymyślił Justin i myślę, że nas zaskoczysz. Uwielbiam ich rozmowy, chociaż były zaledwie dwie. I w ogóle to, jak on na nią działa. A ten łańcuszek od mamy, cudowny pomysł i powiem, że sama myślałam nad takim dla mamy na urodziny, które są już niedługo!
    Czekam na nn i aaaa, nie mogę się doczekać, boże! Hahaha
    Weny <3
    three-months.blogspot.com
    shy-boy-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Nawet nie wiesz, ile takie słowa dla mnie znaczą x Kocham!

      Usuń
  13. Popłakałam się kiedy Chloe po raz kolejny zaczęła wspominać swojego tatę i Michaela, widać, że wciąż nie może się pogodzić z ich stratą i wcale jej się nie dziwię, bo sama przechodziłam przez coś podobnego, dlatego potrafię wczuć się w jej sytuację i cieszę się, że potrafisz opisać to w taki piękny sposób.
    Jezu, Justin jest takim cudownym chłopakiem. Jest wyjątkowy i nie idzie na łatwiznę, na każdym kroku zaskakuje Chloe i sprawia, że dziewczyna czuje się wyjątkowa.
    Zastanawia mnie tylko jedno - miało to być opowiadanie, w którym Justin jest gwiazdą porno, a do tej pory była o tym wzmianka jedynie w prologu - to bardzo tajemnicze i strasznie mnie ciekawi jaki masz pomysł na to opowiadanie. Ciekawi mnie czu Justin już gra w takich filmach i ukrywa to przed Chloe zgrywając, że jest normalnym chłopakiem. A może będzie dopiero zacznie tak pracować, bo ktoś lub coś go do tego zmusi. Jestem strasznie ciekawa i nie mogę się doczekać kiedy poznam odpowiedzi na moje pytania. Niecierpliwie czekam na nowy rozdział.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przykro mi, że też musiałaś coś takiego przechodzić.
      Co do Justina i jego zachowania, zgadzam się! Jest strasznie kochany.
      A co do pracy Justina, to cierpliwości, cierpliwości... Niedługo wszyscy się wszystkiego dowiedzą :)
      Dziękuję za komentarz, ściskam x

      Usuń
  14. Jak ja to kocham :O Czuję się serio jakbym czytała DOBRĄ książkę. jak dla mnei już to osiągnęłaś :D kocham Cię <3

    OdpowiedzUsuń
  15. uwielbiam to ff!

    OdpowiedzUsuń
  16. jakie cudowne <3 i jeszcze jest tak cieplo na dworze a tu taka super pogoda takze w ff haha

    OdpowiedzUsuń
  17. Ten rozdział zdecydowanie lepiej mi się czytało od poprzednich więc widze ze sie starasz pisac jak najlepiej. A Justin jest takim świetnych chłopakiem, uwielbiam go tutaj!

    OdpowiedzUsuń
  18. Ciekawi mnie tylko jedno... Dlaczego on tak podkreślał to, że jest to niezobowiązujące spotkanie? ;> Rozdział świetny! Czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu się speszył, że ona tak strasznie się spina o jakieś urodzinowe niespodzianki :D

      Usuń
  19. Nie wiem co napisać. Obiecuję, następnym razem rozpiszę się na miliard słów, ale teraz jestem tak zauroczona rozdziałem.... Po prostu jesteś najlepsza, Justin jest genialny, przykro mi z powodu wypadku, przez który cały czas przechodzi Chloe, ale mam nadzieję, że Justin szybko pomoże jej o tym zapomnieć.
    Och, no jesteś cudowna, najlepsza, genialna, super i nie wiem jaka jeszcze :(((
    Czekam na kolejny i zapraszam również do siebie na nowy rozdział :**
    feelings-do-not-always-lie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. AWW jeju jaka słodka :O dziękuję bardzo!!! <3

      Usuń
  20. Ten blog jest taki swietny rzeczywiscie jak dobra ksiazka <3

    OdpowiedzUsuń