26.06.2015

6. Facet od deski

Przegryzłam swoją dolną wargę i wsiadłam do samochodu Justina od strony pasażera.
- Dzięki za ochlapanie - burknęłam na powitanie. Byłam cała mokra.
Justin uniósł brew i zachichotał, kręcąc głową.
- Przepraszam, naprawdę - chrząknął i spoważniał, patrząc na mnie. - Mam nadzieję, że mi wybaczysz. Nie zrobiłem tego specjalnie.
- Jasne - wywróciłam oczami i dopiero wtedy rozejrzałam się po wnętrzu.
Nie mogłam nie przyznać, że było to jedno z najładniejszych aut, jakie w życiu widziałam. W środku było niesamowite, a z zewnątrz czarny kolor cudownie prezentował się w kroplach deszczu. Szare fotele były wygodne, a tapicerka śliska, przez co moje mokre ubranie w nią nie wsiąkało.
Zamknęłam za sobą drzwi i spojrzałam w stronę Justina, przyglądając mu się. Miał na sobie czarną bluzę z kapturem i sznureczkami przy szyi, a na nogi włożył szare dresy. Jego włosy były suche, co oznaczało, że nawet nie zdążył przywitać się z deszczem. Cholera, ależ był piękny. Mogłam przysiąc, że dawno nie spotkałam tak perfekcyjnego. Zorientowałam się, że wstrzymałam oddech, więc w końcu wypuściłam powietrze z ust.
- Nie przywitasz się? - zmarszczył czoło. Ewidentnie był rozbawiony.
- Hej - prychnęłam, odgarniając mokre kosmyki włosów z twarzy.
Justin skinął głową, ruszając z miejsca.
- Zapnij pas - mruknął szorstko, zerkając na mnie i już miałam się zastanowić, co jest wynikiem jego nagłej zmiany humoru, kiedy się do mnie uśmiechnął. - Chloe, mówię serio.
Przygryzłam wargę i spełniłam jego rozkaz, automatycznie się prostując.
- Skąd wiedziałeś, gdzie się uczę?
- Nie wiedziałem - zachichotał. - Skąd pomysł, że przejeżdżałem tu specjalnie, by cię zabrać?
Zarumieniłam się. Cholera, ile razy jeszcze zrobię z siebie kompletną kretynkę?
- Hej - westchnął i wychylił się nieco w moim kierunku. - Gdybym wiedział, gdzie chodzisz na uczelnię, z pewnością jeździłbym tędy częściej - puścił mi oczko, a ja starałam się zrobić wszystko, by nie zachłysnąć się powietrzem.
- Och - wykrztusiłam, zerkając na niego. Wydawał się być wyluzowany i rozbawiony. Z obojętnością wpatrywał się w drogę, jakby znał ją na pamięć. - Skąd wracasz?
- Z pracy.
- Z oceanarium?
Może tylko mi się wydawało, ale chyba nieco się spiął, prostując i kładąc łokieć przy oknie. Zmarszczył czoło i nie odpowiedział, więc uznałam to za zgodę. No tak. A gdzie indziej mógłby pracować? Kolejne idiotyczne pytanie. Swoją drogą, zdziwiło mnie jednak, że tak zareagował. Brałam go za miłego faceta, a gdy spytałam o pracę, zrobił się jakiś inny. Przecież praca w oceanarium to nic złego. No, może dla mnie tak, bo chyba nie wytrzymałabym tam za długo.
- Co studiujesz? - wyrwał mnie z moich rozmyśleń. Wyczuł moment, by zmienić temat, jakbym mogła zapomnieć już o poprzednim, lecz musiałam przyznać, że jego ton głosu także uległ zmianie.
Odetchnęłam z ulgą, że nie jest spięty.
- Literaturę - odpowiedziałam, kładąc dłonie na kolanach.
- I tak się ubierasz?
- To znaczy? - zmarszczyłam czoło, momentalnie patrząc na swoje odsłonięte do części uda. Cholerne ogrodniczki!
- Myślałem, że miłośniczki literatury chodzą w sukienkach, a na pewno w spódnicach - zdziwił się.
- Mam w swojej szafie sporo sukienek i spódnic - prychnęłam.
- I akurat, gdy cię spotykam, musisz mieć zawsze spodenki?
Już miałam jakoś skomentować to, że jest wredny, ale wtedy znowu się do mnie uśmiechnął, więc automatycznie się rozluźniłam. To niesamowite, jak łatwo dzięki niemu mogłam zapomnieć o wybryku profesora Richardsa.
- To twoja bluza? - zagadał, ruchem głowy wskazując na górną część mojego ubrania.
Nie wiedziałam czemu, ale poczułam się winna. W głębi ducha nie chciałam, by wiedział, do kogo należy.
- Nie - mruknęłam po chwili. - Jamesa.
- Kto to James?
- Mój kolega - wzruszyłam niedbale ramionami, dostrzegając zmarszczkę na czole Justina.
- Jest gejem?
Co?!
- Przepraszam, ale... słucham? - zdziwiłam się, chichocząc cicho.
- Znowu sprawdzam, czy mam konkurencję.
Przełknęłam ślinę, badając mimikę Justina. Wątpiłam, by żartował, wyglądał śmiertelnie poważnie. Aż zabrało mi dech w piersi.
- Nie wiem, Justin, ja... - zaczęłam niepewnie, ale mi przerwał.
- Chloe - westchnął głęboko. - Spokojnie. Nie chcę cię wypytywać o twoje prywatne sprawy, chociaż bardzo mnie interesują.
Nie mogłam zapanować nad dreszczem, jaki przeszedł całe moje ciało. Ten człowiek był aż nadto elektryzujący.
Zanim się zorientowałam, byliśmy już pod moim domem. Justin po raz kolejny mnie zaskoczył. Powiedziałam mu swój adres zaledwie jeden raz, a on już doskonale wiedział, w którym kierunku jechać i doskonale pamiętał, gdzie jechać. Przypatrywał się otoczeniu, jakby badał okolicę.
- Wszystko okej? - zachichotałam, przechylając głowę w bok.
- Tak, jesteś bezpieczna - kiwnął głową, zaciskając poważnie usta, ale kiedy spojrzał na mnie, parsknął śmiechem. - Widzimy się o dwudziestej.
- Oby przestało padać - oblizałam usta, kiwając głową. Zorientowałam się, że to czas, kiedy powinnam wysiąść, więc szybko chwyciłam klamkę i popchnęłam drzwiczki. - Dzięki za podwiezienie - uśmiechnęłam się do niego na odchodne.
Powiedział chyba coś jeszcze, lecz przez ulewę już go nie słyszałam.
Pobiegłam szybko w stronę domu, ściskając torebkę i kaptur bluzy. Dopiero wtedy, gdy zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie, dotarło do mnie, jak głośno dyszę.
- Chloe! - pisnęła mama, pojawiając się w przedpokoju. Miała w dłoni ściereczkę, a w drugiej spray do czyszczenia mebli. - Co ty tu robisz tak wcześnie?
Przełknęłam ślinę, starając się uspokoić. Wiem, że to nie króciutki maraton wywołał u mnie taką reakcję, a to, z kim byłam w samochodzie.
- Miałam zły dzień - westchnęłam, zdejmując swoje buty. - W dodatku mi zimno. Mamo, co ty robisz? - zmarszczyłam brew, kiedy już ściągnęłam bluzę i wskazałam na rzeczy, które mama trzymała w dłoniach.
Podążyła za moim spojrzeniem i pokręciła głową.
- Postanowiłam, że trochę posprzątam. Przez taką pogodę nawet nie chce nam się ruszać z domu.
- Logan jest tutaj? - zdziwiłam się.
- Tak, leży w pokoju i pisze z Jess.
Zacisnęłam usta. Dlaczego mój brat nic nie robił sobie z tego, że mama sama lata ze ścierką? Powinien jej pomóc. Po drugie, ona w ogóle nie musiała się za to zabierać, no, ale skoro już to postanowiła... Nie mogłam jej zabraniać.
- Idę po niego - prychnęłam i w skarpetkach pobiegłam do pokoju gościnnego.
Drzwi były zamknięte, a kiedy weszłam do środka, zobaczyłam, że Logan leży rozwalony na łóżku. Miał słuchawki na uszach i telefon w ręce. Ściskał go rozpaczliwie i naciskał mocno klawisze, jakby zaraz miał coś rozwalić.
- Logan - powiedziałam, podchodząc bliżej. Nawet nie podniósł na mnie wzroku. - Logan! - krzyknęłam, ale nic z tego nie wyszło. Słyszałam dudnienie muzyki nawet z tej odległości. - Logan! - wrzasnęłam, gdy stanęłam obok niego i brutalnie ściągnęłam mu słuchawki z uszu.
- Co jest?! - krzyknął, podciągając się na łóżku i patrząc na mnie z oburzeniem.
- To, że nie robisz nic poza leżeniem! Zająłbyś się sprzątaniem!
Logan podniósł się do pozycji siedzącej.
- Boże, daj mi spokój.
Zirytował mnie swoją obojętnością, więc wyrwałam mu telefon z rąk, na co szybko wstał, wyciągając do mnie ręce.
- Oddawaj! - wrzasnął.
- Nie! Masz pomóc mamie!
- Ty też powinnaś to zrobić!
- Dopiero wróciłam, gówniarzu!
- Nie mów tak do mnie!
- Ty do mnie też!
Nagle drzwi do pokoju otworzyły się szerzej, a do środka weszła mama.
- Moglibyście się nie drzeć?!
Momentalnie zamilkliśmy, jak za starych czasów, kiedy ktoś nas na czymś nakrywał. Żadne z nas się nie odezwało, a w pokoju było słychać jedynie nasze niespokojne oddechy. Mama skrzyżowała ręce na piersiach, czerwona ze złości.
- To ona...
- To on...
Zaczęliśmy w jednym momencie swoje tłumaczenia. Zacisnęłam usta, patrząc wściekle na brata.
- Logan, masz szlaban na komórkę - warknęła mama, wyciągając do niego dłoń. Wiedząc, że brat nie ma telefonu, podałam go mamie, zanim brat zdążył wytrącić mi go z ręki.
- Nienawidzę was! - warknął i wyszedł z pokoju, uderzając przy tym mamę o ramię. Wypuściłam powietrze z ust i przetarłam dłonią włosy.
Moje relacje z bratem były takie od zawsze. Najpierw się kłóciliśmy, potem godziliśmy. Mogliśmy się wyzywać, szarpać za ubrania, ciągnąć za włosy, ale potrafiliśmy się też przytulić, porozmawiać i sobie pomóc. Tak było zresztą chyba w każdej rodzinie.
- Przepraszam za niego, mamo - szepnęłam cicho i pokręciłam głową z niedowierzaniem, po czym poszłam po Logana.
Gdy znalazłam się na korytarzu, usłyszałam jedynie trzask drzwiami. Warknęłam zirytowana. Jeśli on myślał, że może się włóczyć po Los Angeles, to się mylił!
Otworzyłam drzwi na oścież i zmrużyłam oczy przez światło. Chmury przybrały jaśniejszą barwę szarości, lecz ulewa nadal była potężna. Dostrzegłam Logana, który szybko zmierzał w kierunku innej ulicy.
- Logan! - wydarłam się, po czym wzięłam głęboki oddech. - Logan!
- Córeczko - mama stanęła tuż za mną i położyła mi dłoń na ramieniu. - Pewnie poszedł na plażę. Daj mu ochłonąć.
Zacisnęłam usta i z bezradnością zamknęłam drzwi. Pogoń za Loganem była bezsensowna. Odwróciłam się twarzą do mamy i lekko się uśmiechnęłam.
- Wybacz - szepnęłam, oblizując wargi. - Pomogę ci z tym sprzątaniem.
Mama machnęła ręką, kręcąc głową.
- Koniec ze sprzątaniem. Chodź, zrobimy pizzę i porozmawiamy - westchnęła i objęła mnie ramieniem, prowadząc do kuchni.
Moja mama była w tym momencie najsilniejszą osobą, jaką znałam, choć nie mogłam powiedzieć, że zawsze ją za taką uważałam. Tuż po śmierci taty mama się załamała i kilka miesięcy chodziła na terapie do psychologa. Miałam jej to za złe. Powinna opiekować się mną i moim bratem, a zamiast tego spędzała wieczory na płakaniu w poduszkę. Z biegiem czasu zrozumiałam, jak było jej ciężko, szczególnie, gdy zaczęłam potem poznawać chłopaków lub przechodzić obok gór. Pewnego dnia mieliśmy wycieczkę szkolną w góry. Była to ostatnia wycieczka w liceum, więc nikt nie miał prawa zrezygnować, inaczej wszyscy stwierdziliby, że chce odsunąć się od klasy. Moja mama wysłała do dyrektora specjalny list z prośbą, bym na wycieczkę nie jechała. Byłam jej wtedy bardzo wdzięczna i właśnie wtedy zaczęła jakoś odbijać się od dna.
Niestety, ja chyba jeszcze nie zdołałam tego zrobić. Cały czas moje serce rozpadało się na milion kawałeczków, gdy w nocy męczyły mnie koszmary, a w dzień rozpamiętywałam zdarzenie sprzed pięciu lat.
- Co stało się na uczelni? - spytała mama, gdy stanęłam obok blatu, a ona zaczęła wyjmować z lodówki potrzebne składniki. - I z czym chcesz pizzę?
Odepchnęłam się i podeszłam bliżej niej, grzebiąc w lodówce. W sumie nie musiałam tego robić, bo miałam wrażenie, że wszystko w środku to soja. Piekielny Noah zajmował ponad połowę podzielonego na naszą dwójkę miejsca. W końcu znalazłam żółty ser, szynkę i pieczarki. Schyliłam się i z szafki obok wyciągnęłam ananasa z kukurydzą. Powinno wystarczyć.
- Mój profesor mnie przycisnął - wzdrygnęłam się, zaczynając kroić szynkę na desce. - Pewnie mu przejdzie.
- Lubisz go?
- Tak, jest w porządku. Wykształcony, szarmancki, no wiesz - kiwnęłam głową, machając nożem dla urozmaicenia swojej wypowiedzi.
Mama uśmiechnęła się i chwyciła mój nadgarstek, nakierowując ostrze w dół.
- Tak, jestem pewna, że rozumiem. Czyja była bluza, w której wróciłaś?
Poczułam rumieniec wkradający się na moje policzki.
- Jamesa. Kolega z uczelni.
- Kolega?
Od razu pomyślałam, że zaraz zapyta, czy jest gejem.
- Tak, kolega - wypuściłam powietrze z ust i zdobyłam się na wymuszony uśmiech, by dała mi spokój.
- A Justin?
- Mamo - powiedziałam szybko, odkładając nóż. - Właśnie, Justin. Wieczorem się z nim spotykam i muszę umyć włosy - westchnęłam głęboko, wskazując kciukiem na wyjście z kuchni. - Mogę?
Mama pokręciła z rozbawieniem głową.
- Jasne, że możesz. Chciałabym go jednak poznać - oblizała powoli usta.
Wywróciłam oczami i cmoknęłam w jej kierunku ustami, po czym wyszłam z kuchni, otrzepując ręce i wycierając je o ogrodniczki. Weszłam do pokoju i położyłam torbę z książkami na łóżku, zakładając kosmyk włosów za ucho i nachylając się. Wyjęłam z torby niepotrzebne rzeczy, a gdy to zrobiłam, na zewnątrz wysunęła się koperta z moim imieniem. Zmarszczyłam czoło. Byłam pewna, że nie było jej tam rano.
Otworzyłam ją i wysunęłam ze środka ozdobny, biały papier. Ze strachu przełknęłam ślinę, kiedy go rozkładałam.

Droga Chloe,
To mój pierwszy list do Ciebie, lecz mam nadzieję, że będzie ich więcej. Chciałem Ci tylko napisać, że ładnie wyglądasz. Nieważne, czy masz błoto na twarzy, mdlejesz lub brudzisz się lodami makowymi. I już nie mogę się doczekać dzisiejszego spotkania.

Kilkakrotnie przesunęłam wzrokiem po piśmie. Mogłam przysiąc, że nigdy wcześniej nie widziałam piękniejszego. Jakby Justin siedział godzinami i pisał te słowa, uważając, by nie wychodzić za linie, dbać o ozdobne zakończenia i tego typu sprawy.
Bo to, że Justin napisał ten list było pewne na sto procent. Tylko on widział mnie w tych wszystkich okolicznościach, no i dzisiaj miał się ze mną spotkać. Pewnie wsunął mi list do torby, kiedy wysiadałam z jego samochodu.
Moje serce radośnie podskakiwało i kurczyło się jednocześnie, gdy usiadłam na łóżku. To było urocze, ale dlaczego wysłał mi list? Dlaczego nie mógł spytać mnie o numer i po prostu zadzwonić, jak każdy normalny facet?
Zaraz. Przecież on - jak to sam określił - nie był jak każdy facet. Coraz bardziej zaczynałam rozumieć dlaczego. I na dodatek napisał, że ma nadzieję, iż listów będzie więcej. Przerażało mnie to i cieszyło równocześnie. Ja również miałam taką nadzieję.
Odłożyłam list razem z rękopisem "Rozważnej i romantycznej" na szafkę, po czym podniosłam z krzesła ubrania, w których rano biegałam i udałam się z nimi do łazienki, chcąc wrzucić je do kosza na pranie. Tak jak zawsze przed każdym umyciem ciuchów, sprawdziłam dokładnie ich kieszenie. Ze spodenek wyjęłam karteczkę.
Znowu przełknęłam ślinę. Ile liścików schował mi Justin?
Okazało się, że to nie liścik, lecz numer telefonu, który rano mi zapisał. Westchnęłam głęboko. Lekcje surfingu to chyba nie był taki zły pomysł, szczególnie, że chciałam wygrać z Justinem mój zakład. Nie wiedziałam nawet, o co się założyliśmy, ale satysfakcja z pewnością mi wystarczała. Złożyłam spodenki i sportowy biustonosz, włożyłam je do kosza na pranie i wyprostowałam się, z kieszeni ogrodniczek wyjmując swoją komórkę. Przepisałam numer telefonu na klawiaturę i od razu pod niego zadzwoniłam, wypuszczając powietrze z ust.
Po drugim sygnale zaczęłam się niepokoić, że Justin zrobił mi żart i tak naprawdę nikt nie odbierze. Tak też się stało, ale zanim zdążyłam odsunąć słuchawkę, dostałam SMS.

Od: 0-765-283-178
Nie mogę teraz rozmawiać. O co chodzi?

Przełknęłam ślinę, ale poniekąd odetchnęłam z ulgą. Może wiadomości tekstowe będą łatwiejsze niż rozmowa. W końcu ten człowiek miał mnie uczyć pływania na desce. Na pierwszy raz wolałam z nim jednak popisać.

Do: 0-765-283-178
Tu Chloe Bennet. Dostałam Pański numer od Justina. Mówił, że jest Pan świetnym nauczycielem, jeśli chodzi o surfing.

Od: 0-765-283-178
Justin ma rację :) Chętnie się z Tobą umówię. Jesteś z Los Angeles?

Do: 0-765-283-178
Tak, mieszkam tu. Kiedy Panu pasuje?

Od: 0-765-283-178
Jutro o dwunastej na plaży? Będę w czarnej kamizelce i w towarzystwie dwóch desek :)
Do: 0-765-283-178
Mam nadzieję, że mówi Pan o koleżankach.

Nie mogłam się powstrzymać od tego żartu, lecz od razu, kiedy wysłałam wiadomość, zarumieniłam się i szybko tego pożałowałam. Nie powinnam być taka niemiła, więc musiałam wystukać kolejnego SMS, zanim dostanę od niego odpowiedź.

Do: 0-765-283-178
Przepraszam. Nie miałam niczego złego na myśli.

Od: 0-765-283-178
Całe szczęście, też znam się na żartach :) Do zobaczenia jutro!

Wypuściłam powietrze z ust i zastąpiłam numer nazwą "Facet od deski", po czym rozebrałam się do naga i weszłam pod prysznic. Odchyliłam głowę do tyłu, zaczynając myć włosy. Ciągle miałam nadzieję, że ulewa ustanie, kiedy nagle usłyszałam przerażający grzmot, na którego dźwięk momentalnie się wzdrygnęłam. Nienawidziłam burzy i piorunów. W dodatku miałam spotkać się z Justinem. Skąd będzie wiedział, że chcę to odwołać? Przecież to oczywiste, że nie mogliśmy spotkać się na plaży podczas deszczu. Sam powiedział, że w takim wypadku to odwołamy, więc miałam nadzieję, że domyśli się mojej decyzji.
Dodatkowo martwiłam się o Noah i Logana. Nie chciałam, by mój przyjaciel był nieszczęśliwy, a jeśli miałam być szczera, nie pamiętałam, by kiedykolwiek kłócili się z Lewisem. Nie miałam pojęcia, o co może między nimi chodzić, ale chciałam, by wszystko było już dobrze. Co do brata, bałam się, że coś sobie zrobi, kiedy będzie sam, albo że coś innego mu się stanie. Nagle szeroko otworzyłam oczy. Która była godzina?!
Odsunęłam zasłonę od prysznica i z mokrymi włosami wyszłam na ręcznik na podłodze. Owinęłam się drugim i wybiegłam do pokoju, gdzie zerknęłam na zegarek.
Logan wyszedł czterdzieści minut temu. Czemu jeszcze go nie było?!
- Mamo! - krzyknęłam, wychodząc szybko z pokoju. Stanęłam jak wryta, widząc Noah w kuchni. Nakładał z moją mamą ser na rozwałkowane ciasto, a na mój wrzask wyprostowali się i spojrzeli w moim kierunku.
- Co się stało? - spytała mama, widząc moją zakłopotaną minę.
- Kiedy wyszedł Logan? - spytałam, oddychając gorączkowo.
Noah spojrzał na mnie dziwnie, ale udałam, że tego nie zauważyłam.
- Niedawno, kochanie - uspokoiła mnie mama.
- Niedawno?! Czterdzieści minut temu!
Mama położyła mi dłonie na ramionach, wzdychając głęboko.
- Wysusz włosy, przebierz się - kiwnęła głową. - Zrobimy pizzę i Logan wróci, obiecuję.
Przełknęłam ślinę, przygryzając wargę. Dlaczego była taka spokojna?! Dlaczego nie martwiła się o syna?!
- Chloe - Noah oblizał usta i kiedy wstawił ciasto do piekarnika, podszedł do mnie, stając obok mojej mamy. - Nie martw się, on wróci. Nie zna miasta...
- No właśnie!
- ...więc z pewnością będzie niedługo.
Zarumieniłam się ze złości, jednak postanowiłam odpuścić. Może mieli rację i Logan lada chwila pojawi się w domu. Bałam się, że nic takiego się jednak nie stanie. Już raz w życiu na kogoś czekałam.
Mimo wszystko posłuchałam mamy, bo one miały przecież zawsze rację i wróciłam do łazienki, gdzie skończyłam mycie włosów i ich suszenie. Nienawidziłam używać suszarek, ale nie miałam w tym momencie wyboru. Spotkanie z Justinem miało się odbyć niedługo i chciałam dobrze wyglądać.
Ze względu na pogodę - nawet, jeśli burza minęłaby, to i tak byłoby zimno - wybrałam ciemne dżinsy i jasną z długim rękawem. Postanowiłam, że włożę na to skórzaną kurtkę. Włosy, które wyglądały jak napuszone, wygładziłam i spięłam z tyłu spinką. Przejrzałam się w lustrze. Nadal były tragiczne, lecz nie mogłam nic na to poradzić. Miałam nadzieję, że w przeciągu tych kilku godzin jakoś same się ułożą.
- Wow, gdzie ty się wybierasz? - zapytał Noah, gdy weszłam do kuchni.
Nie wiedziałam, że nie było mnie tak długo. Pizza właśnie skończyła się piec i była nakładana na talerze. Noah oczywiście zrezygnował z naszego posiłku i wybrał swoje sojowe kotleciki. Ohyda, jęknęłam w myślach.
- Idzie na randkę - zachichotała mama, na co ją skarciłam.
- To nie randka - burknęłam, siadając przy stole. - Zwykłe, niezobowiązujące spotkanie.
- Gdzie? - zagadał Noah, stawiając na stole talerz z pizzą.
- Na plaży.
- W taką pogodę? - zdziwili się jednocześnie.
Machnęłam lekceważąco ręką.
- Dajcie spokój, może przestanie padać.
Jak na moje słowa, usłyszeliśmy kolejny grzmot i to niedaleko naszego domu, aż podskoczyłam na krześle. Spojrzałam na mamę, która z niepokojem patrzyła na zegar ścienny.
- Nie ma go już dwie godziny - przełknęła ślinę, kręcąc głową. - Coś musiało mu się stać.
Jak na złość, jej panika zaczęła się udzielać również mnie. Zacisnęłam usta, zerkając na Noah, który zrobił się czerwony na twarzy, jakby także się czegoś obawiał.
- Musimy iść go poszukać - postanowiłam, wstając od stołu.
- Żartujesz? Jest burza! - mruknął No.
- To mój brat - pisnęłam i prawie wybiegłam na przedpokój po kurtkę przeciwdeszczową.
Akurat w tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Z mojego serca spadł kamień, ponieważ od razu zobaczyłam twarz brata. Uśmiechnęłam się z ulgą i otworzyłam, jednak wcale nie zobaczyłam Logana.
- Hej - Justin przetarł swoje mokre włosy, patrząc na mnie przepraszająco. - Wiesz, z racji tego, że pada, pomyślałem, że przyjdę i powiem ci o przełożeniu...
Zamilkł, widząc, jak wpatruję się w niego oniemiała. Nie chodziło mi nawet o to, że jego biała koszulka, na którą zmienił strój od naszej popołudniowej przejażdżki była bardzo mokra i idealnie uwidaczniała jego mięśnie. Nie chodziło mi nawet o to, że uznałam to za iście szarmanckie, że postanowił przyjść i powiedzieć mi o zmianie planów. Chodziło mi tylko o to, że nie był moim bratem.
- Co się stało? - spytał z niepokojem i ledwie go usłyszałam przez szalejącą wichurę.
Odwróciłam się od niego, patrząc w głąb mieszkania.
- Mamo! - krzyknęłam. - Dzwoń na policję! - warknęłam, kiedy kobieta wraz z moim przyjacielem wybiegła na korytarz.
- Chloe, co się stało?! - powtórzył zaaferowany Justin, gdy minęłam go, zakładając kurtkę przeciwdeszczową i nasuwając na głowę kaptur. Ścisnęłam go, by burza nie zdjęła go z mojej głowy.
Musiałam czym prędzej dowiedzieć się, co z Loganem. Zauważyłam samochód Justina i spojrzałam na niego przez ramię. Szedł w moją stronę, nie zważając na krople deszczu.
- Powiesz mi, co się... - zaczął, ale mu przerwałam.
- Chodź! - wrzasnęłam, przekrzykując grzmoty. - Pomóż mi znaleźć mojego brata!

   ________________________________
Proszę Was z całego serca, polecajcie to ff komu tylko się da :)

Jeśli czytacie - komentujcie.

Dziękuję Wam za wszystko <3

Niewykluczone, że dzisiaj (albo ewentualnie jutro rano) dodam kolejny rozdział x Jeśli nie, zedytuję tę notkę, pisząc coś, o czym powinniście wiedzieć, jeśli chodzi o bloga. Ściskam! 

Iiiiiii jak tam po zakończeniu roku szkolnego? :D Wszyscy macie świadectwa z wyróżnieniem? :D

13 komentarzy:

  1. BOZE PIERWSZY LIST JEZU KOCHAM TO WERONIKA JA NIE MOGE

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak ja to kocham <3 Martwie sie o Logana.

    OdpowiedzUsuń
  3. I mamy pierwszy list ^^ gość od deski to Justin, co nie? :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeny, pierwszy list, w końcu! To głupie dziecko, Logan, strasznie przypomina mi z zachowania moją siostrę hahaha Może to do niej uciekł *joke* I coś czuję, że tym facetem od deski będzie Justin. No bo w końcu... Nie jest taki jak wszyscy. W inny, ciekawy sposób podał jej swój numer, być może oczywiście. No nic, czekam na kolejny rozdział z utęsknieniem!

    OdpowiedzUsuń
  5. komentarz krótki, ale bardziej rozpiszę się pod następnym!Mam nadzieję, że Loganowi nic nie jest, a! no i podejrzewam, że Facetem Od Deski jest sam Justin. W zasadzie podejrzewałam to już jak podał jej ten numer <3
    więcej pod następnym <3
    three-months.blogspot.com
    shy-boy-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. cudny <3 chujowo ze nie bd w wakacje :/

    OdpowiedzUsuń